Mogła zgłosić to na policję, ale co by to dało? Matka nie
żyła. Ojciec, wysoko postawiony urzędnik w urzędzie miasta, był otoczony
sympatią i powszechnym szacunkiem. Istniała niewielka szansa, żeby policja
uwierzyła jej a nie jej ojcu. A jeśli nawet by uwierzyła, to Alicja musiałaby
iść do Domu Dziecka a na to także nie miała ochoty.
Gdy zakładała glany ojciec zszedł po schodach.
- Mam nadzieję, że to, co się wczoraj wydarzyło czegoś cię
nauczyło. – mruknął n powitanie.
Tym także różnili się od normalnych rodzin. Zamiast „Cześć
córeczko. Jak się spało?” i całusa w czoło dostawała właśnie to.
-Tak, tato. Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. –
mówiła tą formułkę już tyle razy… Nic nie zmieniło się od czasu, gdy
wymamrotała ją po raz pierwszy.
Szybko zerwała z wieszaka starą, połataną, skórzaną kurtkę i
wyszła z domu.
Alicja była przeciętną dziewczyną, ale miała w sobie coś, co
kazało mijającym ją przechodniom, odwrócić głowy, by jeszcze raz na nią
spojrzeć. Ona nie zwracała uwagi na nikogo. Starała się zapomnieć o bólu, przy
każdym ruchu ręką, miała jeden cel- przystanek. Doszła do niego akurat wtedy,
gdy podjeżdżał jej autobus.
-Siema Alka! zawołał na powitanie jej przyjaciel, Igor.
-Cześć!- odpowiedział, udając uśmiech.
Igor go poznał. Widział go już przecież tyle razy…
-Znowu cię bił? –zapytał znając odpowiedź.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę, by
krótkie, brązowe włosy zasłoniły smutną twarz. Dla Igora było to odpowiedzią.
-Ala, mówię ci po raz setny, idź na policję, zgłoś to! Ten
bydlak nie może bezkarnie cię zamęczać. Zobacz, jak ty wyglądasz! Znowu przez
niego płakałaś, tak?
Dziewczyna pokręciła głową, zrezygnowana.
-I co mi to da? –odpowiedziała gniewnym szeptem.- Ten
bydlak, jak go nazwałeś, jest moim ojcem. Gdyby matka żyła to
może…-niecierpliwie wytarła łzy wierzchem dłoni. Nienawidziła płakać.- Może by
to coś dało. Mogłybyśmy od niego odejść, a tak?
Igor, chciał ją pocieszyć, przytulić, ale nie wiedział czy
może tak postąpić. W końcu, niezdarnie poklepał ją po ramieniu.
-Wiesz, że w każdej chwili możesz do mn…-przerwał nagle i
poderwał głowę. Poczuł zapach, właściwie smród, coś pomiędzy odorem siarki i
palących się opon.
-Co tu tak śmierdzi? –zapytała Alicja.
Rozejrzeli się po pozostałych pasażerach. Wszyscy
zachowywali się normalnie, jakby nie czuli tego odoru, który tak przeszkadzał
Alicji i Igorowi. Babcia uspokajała wnuczka, który strasznie ciekawy nowego
miejsca najchętniej biegałby po całym autobusie. Chłopak na równoległym
siedzeniu miał słuchawki na uszach i otwartą książkę na kolanach.
Stanęli właśnie na przystanku i do środka wszedł mężczyzna w
czarnej skórze, z rodzaju takich, których Alicja bałaby się spotkać w ciemnym
zakamarku. Gdy wsiadł, obrzydliwy zapach jeszcze się nasilił, jakby wydobywał
się od niego. Mężczyzna sięgnął do pasa, pewnie po portfel…
-Padnij! –rozległ się krzyk. Chłopak, który siedział na
równoległym siedzeniu, rzucił się na Alicję i Igora w chwili, gdy mężczyzna
wyciągnął pistolet i strzelił. Nie trafił. Szybkim krokiem przeszedł pomiędzy
krzesłami. Gdy stanął nad nimi jego ciało zaczęło się zmieniać. Całe jego ciało
wyglądało jak stworzone z przezroczystej plasteliny. Zaczęło się kształtować.
Najpierw szyja wydłużyła się i zwęziła. Tułów wydłużył się tak, że mężczyzna
był dwa razy wyższy. Głowa skurczyła się, jednocześnie zabierając ze sobą jedno
oko stwora. Przez ciało potwora przebiegł dreszcz, który spowodował wyrośniecie
kolejnej głowy i kilku kolejnych par nóg i rąk, równie zniekształconych, co
głowy.
Alicja krzyknęła. Spojrzała na pozostałych pasażerów, ale ci
wyglądali jakby nie widzieli stwora, w którego zamienił się mężczyzna. Babcia,
którą przedtem obserwowała, teraz patrzyła na nią z uprzejmym zdziwieniem,
jakby zastanawiała się, dlaczego ta niewychowana dziewczyna krzyczy podczas
jazdy autobusem.
-Demon Izydyn! –wykrzyknął chłopak, sięgając do pasa.
-Co?- zdziwiła się Alicja. Oczy powiększyły się jej jeszcze
bardziej, kiedy zobaczyła, co chłopak trzyma w ręce.
Był to długi na metr miecz, z metalu, który nieco jaśniał w
świetle poranka. Zamachnął się nim i odciął stworowi jedną z rąk. Potwór
ryknął, rozłoszczony. Alicja wcale mu się nie dziwiła. Też byłaby zła, gdyby
jakiś krasnal odciął jej rękę. Monstrum zamachnęło się i uderzyło w chłopaka, tak,
że ten poleciał na okno i osunął się po nim, zostawiając krwawą smugę na szkle.
Alicja nie wiedziała, co robi. Górę wziął instynkt. Porwała
z ziemi srebrzysty miecz i zamachnęła się nim na potwora. Ten jednak był
szybszy. Wyrwał jej broń z ręki i wyrzucił w głąb autobusu.
- Odda mi kamień albo zamienię cię w kupkę pyłu!
–zaskrzeczał stwór.
Alicja chciała powiedzieć, że nie ma bladego pojęcia, o co
chodzi, ale w tym momencie przez pierś potwora przebił się miecz. Monstrum
padło na podłogę, brudząc ją przezroczystą posoką, i pochłonął go ogień. Za
potworem ze zdziwioną miną stał nie kto inny tylko Igor. Alicja podbiegła do
niego i przytuliła chłopaka z całej siły. Miecz wypadł z ręki Igora. Też ją
objął.
-Już dobrze, to coś już sobie poszło.
-Zabiłeś go. –wymamrotała Alicja z twarzą nadal przy jego
szyi. Czuła przyjemny zapach. Pachniał męskimi perfumami i chłopcem. –
Uratowałeś mi życie. Dziękuję.
-No już, bo się rozczulisz.- wymamrotał. –Lepiej zajmijmy
się tym chłopakiem. On też nam uratował życie, nie pamiętasz?
Podeszli do niego. Chłopak był nieprzytomny, ale oddychał.
-Weź go na ręce, wysiądziemy na następnym przystanku i tam
się nim zajmiemy. –poleciła Alicja.
-A co ze szkołą?
- Naprawdę chcesz jeszcze do niej iść, po tym, co się przed
chwilą wydarzyło? Ten stwór czegoś ode mnie chciał. Jakieś kamienia, chociaż ja
nie wiem, o czym on mówił. Ale przeczytałam w życiu dość książek, żeby
wiedzieć, że potwory mogą przyjść po ciebie nawet w środku lekcji chemii czy
historii, więc nie marudź, tylko wysiadaj.
I tak zrobili. Wyszli w centrum miasta. Był późny ranek,
więc witryny sklepów już nęciły potencjalnych klientów promocjami. Ludzie mijali
je, niektórzy wchodzili bądź wychodzili, mijając się i nie zwracając uwagi na
dwójkę umorusanych przezroczystą posoką nastolatków, którzy trzymają trzeciego
i do tego nieprzytomnego.
Poszli do parku.
-Połóż go tutaj i pilnuj, żeby u się nic nie stało. Ja
pobiegnę do apteki.- zakomenderowała Alicja.
Kiedy wróciła nieznajomy chłopak siedział na ławce,
przytomny ale z cierpiętniczą miną.
-Czy możesz poprosić swojego chłopaka, by nie zadawał mi
durnych pytań z stylu „Jak się czujesz?”- zapytał. Wpatrywał się w nią
ciemnymi, niemal czarnymi oczami, na oczy spadały mu jasnobrązowe włosy, które
w świetle słońca miały nieco rudawy odcień. Alicja ze zdumieniem zrozumiała, że
ma takie same oczy.
-On nie jest moim chłopakiem. –Alicja zarumieniła się. –I
nic dziwnego, że pyta się o twoje samopoczucie, jeśli dziesięć minut temu byłeś
nieprzytomny.
-Tak, to rzeczywiście dziwne. Nikt nie byłby nieprzytomny po
walce z dwumetrowym demonem. –odparł sarkastycznie.
-Dobra, daj już spokój i pozwól obejrzeć mi swoją ranę. –dziewczyna
wyciągnęła z reklamówki, którą trzymała, plastry i bandaż.
-Jaką ranę?
-Tą, którą masz na głowie, od walnięcia w szybę. –Alicja
przewróciła oczami. On naprawdę był taki tępy czy tylko udawał?
-Pytam się jeszcze raz, jaką ranę. –zapytał chłopak, odsłaniając
połać czaszki. Tam, gdzie powinno być rozcięcie, była tylko różowawa blizna a i
ona już zaczynała blaknąć.
Chłopak spojrzał na nią z triumfującą miną.
-Widzisz? My, wróżkowie tak mamy.
W tym momencie Igor, który dotychczas obserwował ich
rozmowę, jak bardzo interesujący mecz tenisa stołowego, teraz nie wytrzymał i
wybuchnął śmiechem.
-Wró..wróżkowie? –wykrztusił pomiędzy parsknięciami. –Czyli
masz różowe skrzydełka i latasz nad łąkami w wolnych chwilach?
Chłopak przewrócił oczami.
-Wy, zmienokształtni, tego nie zrozumiecie. W wolnych chwilach
zamieniam takich, jak wy, którzy mi się nie podobacie, w coś, co mi się podoba,
dajmy na to w plazmę albo rower.
Igorowi najwyraźniej nie spodobała się wizja zamienienia go
w plazmę, więc umilkł.
-Chwila, chwila..- odezwała się Alicja.- Jacy
zmienokształtni? Jacy wróżkowie? Kim ty w ogóle jesteś? Jak się nazyw…
-Zastopuj dziewczyno.- przerwał jej nieznajomy. Nazywam się
Damian, na dworze znają mnie jako, Inyguriela, więc tak się masz do mnie
zwracać, gdy się już tam znajdziemy. Jestem nadwornym trevorem-wróżkiem. A ty
jesteś wróżką.
Pierwszy rozdział już jest! Jak się wam podoba? Co zmienilibyście tutaj? Czekam na komentarze ;)
Okay.
Okay.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz