niedziela, 26 października 2014

Rozdział 1: Bo każda przygoda zaczyna się niewinnie....

        Alicja otworzyła oczy. Siniaki na rękach i plecach bolały i miały nieprzyjemny kolor. Gdy dotknęła jednego na ramieniu, zbladł, delikatnie przy tym pulsując. Zawsze tak było. Wystarczyła jedna zła ocena, jeden marny dowcip, którego ojciec nie zrozumiał i już. Lanie gotowe. Nie mogła krzyczeć. Parę razy próbowała. Skutkowało to tylko mocniejszymi uderzeniami. Jeśli przyszli sąsiedzi, ojciec zawsze się wyparł. Ot, zwykła kłótnia pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Był sprytny. Uderzał tylko tam, gdzie nie było widać, gdzie siniak albo rana na pewno zostanie zasłonięta ubraniem, głównie na plecach i barkach.

        Mogła zgłosić to na policję, ale co by to dało? Matka nie żyła. Ojciec, wysoko postawiony urzędnik w urzędzie miasta, był otoczony sympatią i powszechnym szacunkiem. Istniała niewielka szansa, żeby policja uwierzyła jej a nie jej ojcu. A jeśli nawet by uwierzyła, to Alicja musiałaby iść do Domu Dziecka a na to także nie miała ochoty.

       Gdy zakładała glany ojciec zszedł po schodach.

- Mam nadzieję, że to, co się wczoraj wydarzyło czegoś cię nauczyło. – mruknął n powitanie.

      Tym także różnili się od normalnych rodzin. Zamiast „Cześć córeczko. Jak się spało?” i całusa w czoło dostawała właśnie to.

-Tak, tato. Przepraszam. To się więcej nie powtórzy. – mówiła tą formułkę już tyle razy… Nic nie zmieniło się od czasu, gdy wymamrotała ją po raz pierwszy.

        Szybko zerwała z wieszaka starą, połataną, skórzaną kurtkę i wyszła z domu.

       Alicja była przeciętną dziewczyną, ale miała w sobie coś, co kazało mijającym ją przechodniom, odwrócić głowy, by jeszcze raz na nią spojrzeć. Ona nie zwracała uwagi na nikogo. Starała się zapomnieć o bólu, przy każdym ruchu ręką, miała jeden cel- przystanek. Doszła do niego akurat wtedy, gdy podjeżdżał jej autobus.

-Siema Alka! zawołał na powitanie jej przyjaciel, Igor.

-Cześć!- odpowiedział, udając uśmiech.

Igor go poznał. Widział go już przecież tyle razy…

-Znowu cię bił? –zapytał znając odpowiedź.

Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę, by krótkie, brązowe włosy zasłoniły smutną twarz. Dla Igora było to odpowiedzią.

-Ala, mówię ci po raz setny, idź na policję, zgłoś to! Ten bydlak nie może bezkarnie cię zamęczać. Zobacz, jak ty wyglądasz! Znowu przez niego płakałaś, tak?

Dziewczyna pokręciła głową, zrezygnowana.

-I co mi to da? –odpowiedziała gniewnym szeptem.- Ten bydlak, jak go nazwałeś, jest moim ojcem. Gdyby matka żyła to może…-niecierpliwie wytarła łzy wierzchem dłoni. Nienawidziła płakać.- Może by to coś dało. Mogłybyśmy od niego odejść, a tak?

Igor, chciał ją pocieszyć, przytulić, ale nie wiedział czy może tak postąpić. W końcu, niezdarnie poklepał ją po ramieniu.

-Wiesz, że w każdej chwili możesz do mn…-przerwał nagle i poderwał głowę. Poczuł zapach, właściwie smród, coś pomiędzy odorem siarki i palących się opon.

-Co tu tak śmierdzi? –zapytała Alicja.

         Rozejrzeli się po pozostałych pasażerach. Wszyscy zachowywali się normalnie, jakby nie czuli tego odoru, który tak przeszkadzał Alicji i Igorowi. Babcia uspokajała wnuczka, który strasznie ciekawy nowego miejsca najchętniej biegałby po całym autobusie. Chłopak na równoległym siedzeniu miał słuchawki na uszach i otwartą książkę na kolanach.

Stanęli właśnie na przystanku i do środka wszedł mężczyzna w czarnej skórze, z rodzaju takich, których Alicja bałaby się spotkać w ciemnym zakamarku. Gdy wsiadł, obrzydliwy zapach jeszcze się nasilił, jakby wydobywał się od niego. Mężczyzna sięgnął do pasa, pewnie po portfel…

-Padnij! –rozległ się krzyk. Chłopak, który siedział na równoległym siedzeniu, rzucił się na Alicję i Igora w chwili, gdy mężczyzna wyciągnął pistolet i strzelił. Nie trafił. Szybkim krokiem przeszedł pomiędzy krzesłami. Gdy stanął nad nimi jego ciało zaczęło się zmieniać. Całe jego ciało wyglądało jak stworzone z przezroczystej plasteliny. Zaczęło się kształtować. Najpierw szyja wydłużyła się i zwęziła. Tułów wydłużył się tak, że mężczyzna był dwa razy wyższy. Głowa skurczyła się, jednocześnie zabierając ze sobą jedno oko stwora. Przez ciało potwora przebiegł dreszcz, który spowodował wyrośniecie kolejnej głowy i kilku kolejnych par nóg i rąk, równie zniekształconych, co głowy.

          Alicja krzyknęła. Spojrzała na pozostałych pasażerów, ale ci wyglądali jakby nie widzieli stwora, w którego zamienił się mężczyzna. Babcia, którą przedtem obserwowała, teraz patrzyła na nią z uprzejmym zdziwieniem, jakby zastanawiała się, dlaczego ta niewychowana dziewczyna krzyczy podczas jazdy autobusem.

-Demon Izydyn! –wykrzyknął chłopak, sięgając do pasa.

-Co?- zdziwiła się Alicja. Oczy powiększyły się jej jeszcze bardziej, kiedy zobaczyła, co chłopak trzyma w ręce.

        Był to długi na metr miecz, z metalu, który nieco jaśniał w świetle poranka. Zamachnął się nim i odciął stworowi jedną z rąk. Potwór ryknął, rozłoszczony. Alicja wcale mu się nie dziwiła. Też byłaby zła, gdyby jakiś krasnal odciął jej rękę. Monstrum zamachnęło się i uderzyło w chłopaka, tak, że ten poleciał na okno i osunął się po nim, zostawiając krwawą smugę na szkle.

Alicja nie wiedziała, co robi. Górę wziął instynkt. Porwała z ziemi srebrzysty miecz i zamachnęła się nim na potwora. Ten jednak był szybszy. Wyrwał jej broń z ręki i wyrzucił w głąb autobusu.

- Odda mi kamień albo zamienię cię w kupkę pyłu! –zaskrzeczał stwór.

          Alicja chciała powiedzieć, że nie ma bladego pojęcia, o co chodzi, ale w tym momencie przez pierś potwora przebił się miecz. Monstrum padło na podłogę, brudząc ją przezroczystą posoką, i pochłonął go ogień. Za potworem ze zdziwioną miną stał nie kto inny tylko Igor. Alicja podbiegła do niego i przytuliła chłopaka z całej siły. Miecz wypadł z ręki Igora. Też ją objął.

-Już dobrze, to coś już sobie poszło.

-Zabiłeś go. –wymamrotała Alicja z twarzą nadal przy jego szyi. Czuła przyjemny zapach. Pachniał męskimi perfumami i chłopcem. – Uratowałeś mi życie. Dziękuję.

-No już, bo się rozczulisz.- wymamrotał. –Lepiej zajmijmy się tym chłopakiem. On też nam uratował życie, nie pamiętasz?

Podeszli do niego. Chłopak był nieprzytomny, ale oddychał.

-Weź go na ręce, wysiądziemy na następnym przystanku i tam się nim zajmiemy. –poleciła Alicja.

-A co ze szkołą?

- Naprawdę chcesz jeszcze do niej iść, po tym, co się przed chwilą wydarzyło? Ten stwór czegoś ode mnie chciał. Jakieś kamienia, chociaż ja nie wiem, o czym on mówił. Ale przeczytałam w życiu dość książek, żeby wiedzieć, że potwory mogą przyjść po ciebie nawet w środku lekcji chemii czy historii, więc nie marudź, tylko wysiadaj.

             I tak zrobili. Wyszli w centrum miasta. Był późny ranek, więc witryny sklepów już nęciły potencjalnych klientów promocjami. Ludzie mijali je, niektórzy wchodzili bądź wychodzili, mijając się i nie zwracając uwagi na dwójkę umorusanych przezroczystą posoką nastolatków, którzy trzymają trzeciego i do tego nieprzytomnego.

Poszli do parku.

-Połóż go tutaj i pilnuj, żeby u się nic nie stało. Ja pobiegnę do apteki.- zakomenderowała Alicja.

Kiedy wróciła nieznajomy chłopak siedział na ławce, przytomny ale z cierpiętniczą miną.

-Czy możesz poprosić swojego chłopaka, by nie zadawał mi durnych pytań z stylu „Jak się czujesz?”- zapytał. Wpatrywał się w nią ciemnymi, niemal czarnymi oczami, na oczy spadały mu jasnobrązowe włosy, które w świetle słońca miały nieco rudawy odcień. Alicja ze zdumieniem zrozumiała, że ma takie same oczy.

-On nie jest moim chłopakiem. –Alicja zarumieniła się. –I nic dziwnego, że pyta się o twoje samopoczucie, jeśli dziesięć minut temu byłeś nieprzytomny.

-Tak, to rzeczywiście dziwne. Nikt nie byłby nieprzytomny po walce z dwumetrowym demonem. –odparł sarkastycznie.

-Dobra, daj już spokój i pozwól obejrzeć mi swoją ranę. –dziewczyna wyciągnęła z reklamówki, którą trzymała, plastry i bandaż.

-Jaką ranę?

-Tą, którą masz na głowie, od walnięcia w szybę. –Alicja przewróciła oczami. On naprawdę był taki tępy czy tylko udawał?

-Pytam się jeszcze raz, jaką ranę. –zapytał chłopak, odsłaniając połać czaszki. Tam, gdzie powinno być rozcięcie, była tylko różowawa blizna a i ona już zaczynała blaknąć.

Chłopak spojrzał na nią z triumfującą miną.

-Widzisz? My, wróżkowie tak mamy.

W tym momencie Igor, który dotychczas obserwował ich rozmowę, jak bardzo interesujący mecz tenisa stołowego, teraz nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.

-Wró..wróżkowie? –wykrztusił pomiędzy parsknięciami. –Czyli masz różowe skrzydełka i latasz nad łąkami w wolnych chwilach?

Chłopak przewrócił oczami.

-Wy, zmienokształtni, tego nie zrozumiecie. W wolnych chwilach zamieniam takich, jak wy, którzy mi się nie podobacie, w coś, co mi się podoba, dajmy na to w plazmę albo rower.

Igorowi najwyraźniej nie spodobała się wizja zamienienia go w plazmę, więc umilkł.

-Chwila, chwila..- odezwała się Alicja.- Jacy zmienokształtni? Jacy wróżkowie? Kim ty w ogóle jesteś? Jak się nazyw…

-Zastopuj dziewczyno.- przerwał jej nieznajomy. Nazywam się Damian, na dworze znają mnie jako, Inyguriela, więc tak się masz do mnie zwracać, gdy się już tam znajdziemy. Jestem nadwornym trevorem-wróżkiem. A ty jesteś wróżką.
 
 
 
Pierwszy rozdział już jest! Jak się wam podoba? Co zmienilibyście tutaj? Czekam na komentarze ;)
Okay.

czwartek, 16 października 2014

Prolog

  Oddychała. Nie wiedziała, że jeszcze to potrafi. Całe ciało bolało ją od ciosów, z ran powoli sączyła się krew. To także ją zdziwiło. Miała wrażenie, że już jej w sobie nie ma. Włosy, niegdyś ciemne, skręcone pukle, były teraz nasączone krwią, rozrzucone po podłodze w strąkach.
   Podłoga ziębiła ją w nagą skórę, ale była zbyt słaba, by się poruszyć, jakoś okryć tym, co zostało z jej ubrania. Mury jej więzienia były szare i zimne  –jakież inne mogłyby być mury więzienia?
   Zdobyła się na nadludzki wysiłek i otworzyła oczy. W celi było ciemno, a jedynym źródłem światłą była szpara pod drzwiami. Spod niej wylewało się byle jakie światło. Cóż, świece lepszego nie mogły wytworzyć.
Trevie, pomyślała. Przyjdzie mi tu umrzeć. Zostawię ją. Nigdy więcej nie zobaczę słońca. I szat trevorów. I…Klucz przekręcił się zamku. Zamarła.
Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Na jej skuloną postać padł długi cień jej Oprawcy.
- I co, ślicznotko? –zapytał, podchodząc do niej powolnym krokiem. Gdyby go nie znała, pomyślałaby, że już się mu znudziła. Nie o to chodziło… On teraz grał swoją rolę, końcowy akt w sztuce zwanej życiem. Chciał pokazać, jak bardzo jest ważny.
Poczuła jego dłoń na policzku.
-Zdecydowałaś się już? –zapytał głębokim głosem. –Powiesz mi, co tak pragnę wiedzieć? Och, wtedy zobaczysz córeczkę.. I może twojego śmiertelnego mężulka… Co ty na to, królewno?
- Nigdy ci nic nie powiem! –chciała krzyknąć, ale głos ją zawiódł. Z jej ust dobył się tylko szept.
   W świetle ostatniej świecy zobaczyła jego twarz. Poorana bliznami, pamiątkami dawnych bitew, zaklęć i Trev wie, czego jeszcze. Nie chciała myśleć, co mogły oznaczać ciemne symbole na jego szyi i odsłoniętych kawałkach ramion.
A potem uniósł bat.
Skuliła się w sobie, przygotowała wewnętrznie na ból.
Kocham cię, A… zdążyła pomyśleć.
Bat, opadając, z głośnym szumem przeciął powietrze.


Rozdział pierwszy już niedługo. A jak wam się podoba prolog? Nieco sentymentalny, ale dla mnie taki właśnie powinien być prolog.

Okay.

Hm... Nowy?

                Pierwszy raz tworzę bloga na blogspocie i jestem trochę zestresowana tym, czy sobie poradzę.
              Bloga miałam już nie jednego: od fanfiction na recenzjach skończywszy ale teraz robię coś zupełnie innego. Postanowiłam stworzyć bloga z moim własnym, autorskim opowiadaniem, które dotąd widziało tylko nieliczne grono ludzi. Co z tego wyniknie? Zobaczymy!
              W takim razie wypadało by się przedstawić i odpowiedzieć sobie na jedno podstawowe pytanie: co ja właściwie tworzę?
               Moje imię znacie. Tworzę opowiadania już od pięciu lat i tak ja powiedziałam, pisałam praktycznie wszystko.  Na koncie mam jedną książkę, niestety nie wydaną. Zagubiona leży gdzieś w otchłaniach mojego komputera, bo zrobiłam coś, za co sama siebie nienawidzę. Zakończyłam próby jej wydawania.
              To, co tutaj przeczytacie to kolejna książka. Przynajmniej takową miało to być. Pierwsze rozdziały pisałam łatwo. Miałam pomysł, wenę. Teraz wszystko leży odłogiem. Chcę ją dokończyć, mam wyrzuty sumienia co do bohaterów. Każdy zasługuje na to, by dokończyć jego historię. Dlatego właśnie stworzyłam tego bloga. By ją dokończyć, by zakończyć to, co zaczęłam prawie rok temu.
              A teraz podstawa: o czym jest to opowiadanie? Cóż... Gatunek to fantasy. I na tym będzie opierała się cała fabuła. Reszty zdradzić nie mogę.
             Po prostu: zapraszam i miłego czytania.

Okay.